Rekonstrukcja nie-historyczna

Obraz rekonstruktorów to ludzie żyjący za pan brat z historią. To jej miłośnicy znający ją "od a do z", którzy przy okazji odtwarzają ją, będąc na tym punkcie pozytywnie zakręconymi. Ale czy tak jest naprawdę? Cóż, wydaje mi się, że nie do końca, ale po kolei.

Na początku kierowany elementarnymi zasadami przyzwoitości, muszę zaznaczyć, że poniższe słowa nie odnoszą się do wszystkich rekonstruktorów, tylko do pewnej ich części, może nawet większości. Tak więc są osoby, które są pełną gębą "rekoludkami". Są chodzącymi krynicami informacji, wiedzą o każdym guziku, każdej spłonce (to akurat figura retoryczna), każdej krajce i nie wiem czym tam jeszcze. Ogólnie nie ma rzeczy, którą można by ich zaskoczyć. Chwała im za to! Dzięki nim historia staje się żywa, namacalna i przystępna w odbiorze dla przeciętnego Kowalskiego.



Jednakże duża część "rekonstruktorów", a może nawet większość traktuje rekonstrukcję jako pewien rodzaj zabawy, bezrefleksyjnej rozrywki, która ustępuje nawet LARP-owi. Byle by zdążyć z obszyciem, by móc jeździć w sezonie. Nie chodzi im o prawdziwe poznanie, zagłębienie się i zrozumienie historii, ale o to, aby móc sobie pobiegać z mieczem/karabinem/szablą, a wieczorem napić się z kolegami. To, że nic nie wiedzą o epoce, w niczym im nie przeszkadza, nie przeczytali ani jednej książki, ale świetnie się bawią, no i mogą wrzucić epickie focie na Fejsa i dostać całe tuziny lajków od znajomych. Dlatego - jak napisałem powyżej, jest to gorsze niż LARP, bo tam przynajmniej trzeba znać fabułę gry/książki/filmu/.

Niekiedy bywa tak, że np. rekonstruktorzy wczesnego średniowiecza zaczynają się za bardzo utożsamiać z odtwarzaną epoką. Nie byłoby w tym nic złego, ale przenoszenie niektórych zabiegów magicznych (nie mówię tu broń boże o rodzimowierstwie!) do naszych czasów jest co najmniej śmieszne. Czekać tylko, aż będą robić ofiary zakładzinowe z czarnego kura.

Jednak najbardziej irytujące jest to, gdy ktoś  próbuje modyfikować  niektóre części np. ubioru, robiąc  je sobie tylko tak, żeby wyglądało i było wygodne, czy po prostu szukając najwygodniejszego rozwiązania w źródłach, tak żeby się nie narobić albo żeby mu było miło, bo po co się męczyć? Zdarza się  również zjawisko  "konstruowania", zamiast "rekonstrukcji". "Przecież to było takie proste, głupi nie byli!" "Te karwasze w Robin Hoodzie tak fajnie wyglądały, dlaczego nie miałoby ich być we wczesnym"?

Przyznać też należy, że choćby w II-go wojennej rekonstrukcji dochodzi do wielu patologii. Pomijam już fakt, że większość ofert i zapytań, a także reklamujących się grup na forach rekonstrukcyjnych dotyczy III Rzeszy, bywają czasem obrazoburcze, kuriozalne i nie wiedzieć czemu służące rekonstrukcje m.in. więźniów Pawiaka, czy rzezi wołyńskiej. A wracając do odtwarzania żołnierzy SS, Wehrmachtu etc. - jak napisałem powyżej - wydaje mi się, że zainteresowanie tą strona II wojennego konfliktu jest największe, ale nie ma co się dziwić, przecież każdy marzy, aby pobawić się w pana życia i śmierci, chodzącego w świetnie leżącym mundurze od Hugo Bossa.

Jeszcze raz podkreślam, że istnieją prawdziwi pasjonaci, ale sądzę, że nie jest ich zbyt dużo, jednak są. W większości jednak to jakiegoś rodzaju poza, którą można się pochwalić znajomym. Jak to napisał autor Ruchu Rycerskiego w jednym ze swoich artykułów - odskocznia od tłamszącego szefa i nieudanego życia, poza zapewniająca "fejm" i "lajki", czy po prostu okazja do picia z kumplami...

Aby nie być gołosłownym i zaprezentować tutaj także inne opinie niż moja, pozwoliłem sobie zrobić dwa wywiady.

Wywiad z Anną Zielińską - odtwórczynią późnego średniowiecza:

Mikołaj Bizoń: Czy często lub w ogóle spotkałaś się gdzieś z ludźmi, którzy, chociaż nazywali się rekonstruktorami, to mało mieli z rekonstrukcją wspólnego? Tj. zajmowali się tym jedynie dla rozrywki, możności powalczenia na miecze, uczestnictwa w biesiadzie a nie stało za tym żadne zagłębianie się w historię?
Anna Zielińska: Bardzo często. W ogóle ostatnio obserwuję niepokojący trend dotyczący przede wszystkim sportowców. Jadą na imprezę tylko się pobić, zaraz po walkach wskakują w szorty i podkoszulkę. Kiedyś sporo było też "jasiów" siedzących całą imprezę w gaciach i koszuli i pijących piwko z puszki. Ale ostatni ich coś mniej się zrobiło. 

W Twojej opinii: dużo jest takich osób?
Ciężko mi zdefiniować słowo "dużo". Zwłaszcza że są to przypadki bardzo rzucające się w oczy, więc nawet, jak ich nie ma procentowo dużo, to można odnieść mylne wrażenie.

Co sądzisz o tym, że niektórzy rekonstruktorzy wczesnego średniowiecza przenoszą niektóre praktyki do normalnego życia, jak np. zostawianie Domownikowi jedzenia?
A czemu by nie? Zawsze to jakiś element tradycji. Nie mam w zwyczaju wtrącania się w prywatność innych.

Jaka jest Twoja opinia o tym, że bardzo dużo osób zajmujących się II , a może nawet większość rekonstruuje stronę niemiecką, a także co sądzisz o rekonstrukcji rzezi wołyńskiej, czy więźniów Pawiaka?
Jestem w stanie zrozumieć pewną fascynację niemieckim wojskiem. Nie znam zbyt dobrze tego środowiska więc ciężko mi coś więcej na ten temat powiedzieć, zaś co do rzezi i Pawiaka... jestem negatywnie nastawiona. To są rzeczy bardzo trudne do zrekonstruowania bez popadania w śmieszność. No i rekonstrukcja jawi się jednak jako rozrywka. Często edukacyjna, ale jednak rozrywka. Nie wyobrażam sobie festynu z piwem i kiełbasą zakończonego sceną gwałtu czy rozstrzelania.

Co sądzisz o modyfikowaniu znalezisk po to, aby było "wygodniej", np. strzelam, robienie wysokich butów z jednym zapięciem, choć w oryginale było ich więcej, a także jaka jest Twoja opinia o używaniu niepotwierdzonych rzeczy, legitymizując to hasłem "przecież to jest proste, głupi nie byli"?
"Głupi nie byli" to najgłupszy, chociaż wciąż często używany argument. Niestety, moja opinia o wiedzy historycznej rekonstruktorów jest nie najlepsza. Bardzo wielu nie ma stosownego przygotowania merytorycznego do pracy ze źródłem, stąd pojawiają się cuda. Już nie mówiąc o tych, którzy w ogóle nie starają się pogłębiać wiedzy, tylko "rekonstruują" na zasadzie - widziałem u kolegi, jest fajne, to też takie chcę.

Czy wg. Ciebie są w rekonstrukcji ludzie, którzy chcą sobie odbić burę od szefa i swoje nieudane życie, odtwarzając wyższe stany?
Całkiem możliwe, ale to raczej pytanie dla psychologa.

Dziękuję bardzo.

Wywiad z Pawłem Kaczmarkiem - pasjonatem zajmującym się konwencją DESW:

Mikołaj Bizoń: Czy często lub w ogóle spotkałeś się gdzieś z ludźmi, którzy, chociaż nazywali się rekonstruktorami, to mało mieli z rekonstrukcją wspólnego? Tj. zajmowali się tym jedynie dla rozrywki, możności powalczenia na miecze, uczestnictwa w biesiadzie a nie stało za tym żadne zagłębianie się w historię?
Paweł Kaczmarek: Przyznam, że z takimi ludźmi spotykałem i spotykam się zbyt często, nie wiem, jak wyglądają statystyki w tej kwestii, ale tak jak przy różnych okazjach rozmawiam z działającymi bądź byłymi rekonstruktorami, to zbyt duża część chce móc po prostu walczyć na miecze i biesiadować, bądź w przypadku kobiet - potańczyć i spędzić jakoś ciekawie czas, przy czym zwykle ludzie ci nie wiedzą za dużo o okresie, który rekonstruują, i albo otwarcie to przyznają, i odsyłają do bardziej obeznanych ludzi z ich grupy, albo powielają znane, i wielokrotnie obalane mity w stylu katany, która może przeciąć wszystko.

W Twojej opinii: dużo jest takich osób?
Tutaj muszę przyznać, że bardzo to zależy od konkretnej grupy rekonstrukcyjnej, czasem takich nie ma, czasem to większość grupy, powiem tak: nie wydaje mi się, żeby ilość takich osób rażąco wpływała na jakość rekonstrukcji historycznej, jednak niewielkie wpływy można zauważyć, mówiąc krócej: uważam, że nie jest ich dużo, ale nadal jest ich za dużo.

Co sądzisz o tym, że niektórzy rekonstruktorzy wczesnego średniowiecza przenoszą niektóre praktyki do normalnego życia, jak np. zostawianie Domownikowi jedzenia?
Jeśli chodzi o kwestie, powiedzmy religijne, tak jak właśnie przykład, który podałeś lub jakiekolwiek inne praktyki pogańskie to nie widzę żadnych przesłanek, by tego nie robić, jeśli dla kogoś to przykładowe zostawienie miski kaszy za piecem dla Domownika, czy innego opiekuna domu jest czymś kompletnie świeckim i bardziej tradycją to też nie mam nic przeciwko, moim zdaniem, póki to jest robione w sposób prawidłowy, póty nie widzę w tym żadnego problemu.

Jaka jest Twoja opinia o tym, że bardzo dużo osób zajmujących się II , a może nawet większość rekonstruuje stronę niemiecką, a także co sądzisz o rekonstrukcji rzezi wołyńskiej, czy więźniów Pawiaka?

Co do strony, którą się rekonstruuje, jak i rekonstruowaniu różnych, powiedzmy jeszcze gorących zdarzeń, uważam, że jest to wręcz potrzebne, gdyż nierobienie tego typu akcji i tego typu grup jest wybielaniem historii i pewną formą cenzury, nie mam nic przeciwko widokowi rekonstrukcji, podczas której SS=man strzela do polskiego więźnia, póki jest to robione w celu rekonstrukcji, pokazania przeszłości, a nie w celu propagowania jakichkolwiek wartości, tak samo, jak nie mam nic do rekonstruktorów, którzy za swój temat obrali stronę niemiecką, póki nie chodzi im o prawdziwą nienawiść, a jedynie, nazwijmy to, aktorstwo.

Co sądzisz o modyfikowaniu znalezisk po to, aby było "wygodniej", np. strzelam, robienie wysokich butów z jednym zapięciem, choć w oryginale było ich więcej, a także jaka jest Twoja opinia o używaniu niepotwierdzonych rzeczy, legitymizując to hasłem "przecież to jest proste, głupi nie byli"?

Co do pierwszego: uważam, że to jest coś, czego robić się nigdy nie powinno, jest to po prostu zakłamywanie rekonstrukcji, gdyż od tego są rekonstruktorzy, aby rekonstruowali, a nie robili coś, bo im wygodniej, chyba że jest to ze względów bezpieczeństwa i jasno powiedziane "słuchajcie, tego oni nie mieli, my to mamy, bo nie chcemy sobie zrobić krzywdy", wtedy jestem w stanie to zaakceptować. Druga sprawa: w niektórych przypadkach jestem w stanie uznać, że głupi nie byli, jednak muszą to być rzeczy naprawdę proste i mieć jakieś, chociaż logiczne podstawy, powiedzmy, tak strzelę: nie wiemy czy wikingowie nosili przeszywanice, ale wiemy, że ludy, z którymi walczyli, nosiły, dlatego jestem w stanie uwierzyć, że jakąś formę przeszywanicy wikingowie również mieli, natomiast jeśli dany przedmiot jest niepotwierdzony, nie ma logicznych podstaw i jedyne co przemawia za jego używaniem to "no głupi nie byli, nie?", to wtedy moim zdaniem nie powinien być używany w ogóle.

Czy wg. Ciebie są w rekonstrukcji ludzie, którzy chcą sobie odbić burę od szefa i swoje nieudane życie, odtwarzając wyższe stany?

Tutaj jasnej odpowiedzi dać nie mogę, gdyż bezpośrednio sam się z tym jeszcze nie spotkałem, jednak przyznaję, że słyszałem o takich sytuacjach i widzę ich logiczne podstawy, dlatego jestem skłonny uwierzyć, że coś takiego może mieć miejsce, choć sam tego nie potwierdzę. Mówiąc w skrócie: uważam, że może być, słyszałem i czytałem, że jest, jednak sam nie doświadczyłem.

Dziękuję bardzo.

 ______________
Przeserdecznie dziękuję Annie i Pawłowi za udzielenie mi wywiadów, a także samej Annie za udostępnienie mi dwóch ostatnich zdjęć emanujących koszernością i Mateuszowi Dudziakowi za podesłanie tego pierwszego. Jeszcze raz bardzo dziękuję.











Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy Słowianie posiadali pismo (i dlaczego nie)? [FELIETON]

Próby wyjasnienia natury Nilu

Państwo Wielkomorawskie